poniedziałek, 4 lutego 2013

Rozdział 6. Spojrzenia.


Przepraszam nie bijcie to już się nie powtórzy. Tak wiem prawie miesiąc nie dodałam nowego rozdziału, ale miałam strasznie dużo nauki i poprawiania sprawdzianów, co się opłaciło bo mam średnią 5,38 więc mam stypendium z czego się bardzo cieszę.Mam nadzieję, że wam ten semestr też wam dobrze poszedł.

Jako rekompensatę mam dla was długi rozdział. A i Olar mam to co chciałaś w tym rozdziale nie będę pisała tylko z punktu widzenia Lily, ale również Syriusza, wiec mam nadzieję że się ucieszysz. No bez dalszych ceregieli zapraszam na rozdział 6. 



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



LILY

- Niestety pani profesor nie mam pojęcia. Gdy tu przyszłam, korytarz już był w takim stanie, a w pobliżu nikogo nie było przynajmniej nikogo nie umazanego tą mazią od stóp do głów, także niestety w tej sprawie nie mogę pani pomóc. - łał sama nie wiedziałam, że potrafię tak kłamać. Wolę sama się z nimi rozprawić, a czy poniosą karę z mojej ręki czy z ręki, czy z ręki profesor McGonagall to już nie ma większego znaczenia.
- No cóż w takim razie pójdź jeszcze po panią Selfy i będziesz mogła wrócić do wierzy.
- Dobrze pani profesor – i oddaliłam się w stronę Skrzydła Szpitalnego.

Kiedy zostały mi do pokonania dwa zakręty, poczułam jak ktoś łapie mnie za nadgarstek i odwraca w swoją stronę. W tym momencie zobaczyłam wszystkich Huncwotów ze zdezorientowanymi minami.
- Lily czy ty się na pewno dobrze czujesz? Jesteś pewna że nie zjadłaś trochę tej mazi – zapytał Syriusz przyglądając mi się badawczo.
- Oj Syriuszu, oczywiście, że tak, a czy według ciebie coś nie jest w porządku? – zapytałam słodkim głosem promiennie się uśmiechając. Spojrzałam na Jamesa. Miał dziwną minę. Nie mogłam odgadnąć o czym myśli. Jego oczy były nieprzeniknione, a twarz nie wyrażała nic. Nie miałam jednak więcej czasu, aby próbować zgadnąć o czym rozmyśla Rogacz, ponieważ w uszach rozbrzmiał mi głos Remusa.
- Mniejsza z tym, Lily dzięki że nas nie wsypałaś przed profesor McGonagall.
- Nie ma sprawy, ale zawsze macie u mnie dług do spłacenia, a to się może przydać – i nie chcąc dłużej z nimi rozmawiać obróciłam się na pięcie i ruszyłam do Skrzydła szpitalnego.


SYRIUSZ

Nie wiem co myśleć. Mamy dług u Rudej, który mam nadzieję szybko spłacimy. Nie lubię być od nikogo, nawet w najmniejszym stopniu zależny, a w szczególności od rodziców. A no właśnie. Rodzice. Już na pewno nie będę ich tak nazywał. Właściwie to ciągle zastanawiam się czemu akurat jam musiałem trafić na takich, którzy popierają Voldemorta. Czemu to ja mam koszmarne dzieciństwo. Tak naprawdę to cieszę się, że chodzę do szkoły, a w szczególności że mam nowego brata. Tak, James jest dla mnie jak brat którego nigdy nie miałem, bo Regulusa, nie można za takiego uznać. Ogólnie moje życie zupełnie się zmieniło odkąd poszedłem do Hogwartu i zostałem Huncwotem. Te wszystkie kawały są tylko po to, aby trochę urozmaicić sobie życie no i oczywiście rozruszać Filcha. Tak Filch i to jak nas goni to są niezapomniane momenty dla których mogę poświęcić te kilka punktów czy szlabanów. I tak mam już bogatą kartotekę, więc jedna pozycja więcej czy mniej nie zrobią większej różnicy.

Nagle usłyszałem sum głosów, których nie mogłem rozróżnić. Ocknąłem się z moich rozmyślań i spostrzegłem, że dotarliśmy do Pokoju Wspólnego gdzie była pewnie ponad połowa Gryffindoru. Jedni odrabiali lekcje (te które zostały im z wakacji) przy stolikach zawaleni górą różnych ksiąg, inni grali w Eksplodującego Durnia lub szachy czarodziejów, a reszta po prostu gawędziła zawzięcie. Przy kominku akurat była wolna kanapa i fotele, więc ruszyłem w ich stronę, a reszta poszła za mną.
- No to jak wam minęły wakacje? – spytałem gdy wszyscy się już rozsiedli wygodnie.
- Ja byłam w Egipcie i oglądałam piramidy wybudowane przez czarodziejów w dawnych czasach. To niesamowite jakie rzeczy można robić dzięki magii, nie wiem jak mugole sobie bez niej radzą – powiedziała Tia z uśmiechem i umilkła czekając aż ktoś inny zacznie mówić. Jako następny odezwał się Rogacz.
- Ja tylko byłem w domu z Syriuszem no i oczywiście nad jeziorem nie Łapo – i mrugną do mnie porozumiewawczo.

Tak, nad jeziorem. To było wspaniałe miejsce w środku lasu otoczone skałami. Był tam mały wodospad, a obok piękna łąka z prześlicznymi kwiatami. Wiem zwykle mam inne upodobania, ale to miejsce jest magiczne. Tak,tak tu wszystko jest magiczne, ale to miejsce jest wyjątkowe. Wydaje się, że wszystko tam jest szczęśliwe i żyje w pełnej harmonii, której nikt nie jest w stanie zaburzyć. Chodziliśmy tam niemal codziennie i były to chwile niezapomniane.

W czasie moich rozmyślań swoje przygody już zdążyli opowiedzieć Remus, Lily i Dorcas. Remus był w domu i u swojej rodziny w Londynie, Dorcas była razem z Lily w Hiszpanii, odwiedziły rodzinę czarnowłosej, opalały się i kąpały w turkusowym morzu. To opalanie wyszło im na dobre, bo opalone były na ciemny brąz. Teraz gdy zdjęły szaty szkolne ich białe sukienki mocno kontrastowały z ich ciemną skórą dając świetny efekt. Tak patrząc na Dorcas nie mogłem oderwać od niej wzroku, wyglądała pięknie gdy czarna pukle włosów opadały jej kaskadami na ramiona i plecy sięgając, aż do pasa. Gdy patrzyłem w jej fiołkowe oczy cały świat znikał i zostawała tylko ona. Tylko ona się dla mnie liczyła, mimo tych wszystkich dziewczyn, które miałem zawsze wtedy wyobrażałem sobie ją, że to z nią idę, ją przytulam, ją całuję, ale nie miałem odwagi jej zaprosić. Tak wielki Huncwot i największy Casanova Hogwartu boi się zaprosić dziewczynę na randkę. Ja po prostu nie chcę jej stracić. Tyle pracowałem na naszą przyjaźń, że nie pozwolę by mój niewyparzony język wszystko spieprzył.

Właśnie wtedy uświadomiłem sobie, że od pięciu minut wpatruje się w Dorcas, a wszyscy patrzą na mnie zdumieni i ciekawi co mi się stało. Nie miałem pojęcia jak z tego wybrnąć. I nagle mnie olśniło, czemu nie pomyślałem o tym wcześniej.



CDN.

Rozdział 8.

No witajcie po dość długiej przerwie ale z powodu tych upałów w lipcu mało co robiłam i nie miałam siły pisać. Lecz wreszcie udało mi się ...