No to i jest kolejny rozdział i tym razem dłuższy.
Notkę dedykuję Olar
:D za to że cierpliwie poprawia moje błędy i co ważniejsze czyta bloga.
*******************
- Wreszcie jesteście, gdzie wyście się podziewali! – krzykną
Syriusz, jednocześnie opadając z ulgą na siedzenie, lecz nie spuścił z nas
wzroku.
- A tak tylko sobie chodziliśmy - Uśmiechnęłam się mając
nadzieję, że dadzą spokój. Dziewczyny chyba coś wyczuły, ale na razie siedziały
cicho.
- Wiecie co, niedługo dojedziemy, chyba pora już się przebrać
– i nie czekając na ich reakcję, stanęłam na siedzeniu i zaczęłam przeglądać
zawartość kufra w poszukiwaniu szaty. Chciałam tym sposobem uniknąć dalszych pytań, bo widziałam, że Remus już jedno chciał zadać.
- A was co tak wmurowało – powiedziałam tak, że wszyscy się
wzdrygnęli – zamierzacie przebierać się w powozach czy co? – zapytałam i
jednocześnie klasnęłam w dłonie żeby ich obudzić z otępienia.
Pierwsza zareagowała Dorcas podrywając się z miejsca i szturchnęła Mary, która jakby obudziła się
nagle z długiego snu. Wzdrygnęła się ponownie, a kiedy zrozumiała co się dzieje ruszyła
w ślady Dorcas i zaczęła wyjmować szatę. Chłopcy obudzili się chwilę po nich, a
kiedy już wszyscy wyjęli szaty zawołałam.
- No chłopaki wynocha, musimy się przebrać – i to mówiąc
zaczęłam ich wypychać z przedziału, a przy pomocy Dorcas wylądowali na
korytarzu.
- Lily – zapytała ostrożnie patrząc na mnie uważnie – czy coś
się stało, gdy James pobiegł za tobą.
- Nie, a skąd ci to przyszło do głowy – zapytałam udając
zdziwienie, ale chyba nie najlepiej mi to wyszło, bo po jej minie dało się
poznać, że mi nie uwierzyła.
Nie wiedziałam co jej
powiedzieć, a wiedziałam, że zaraz zacznie mnie wypytywać. Uznałam, że
najlepszym wyjście będzie im powiedzieć, ale dopiero w dormitorium kiedy
będziemy same i nie będę musiała uważać na swoje słowa w obawie, że nas
podsłuchają huncwoci.
- Lily widzę że coś się stało. Zachowujesz się jakoś dziwnie
odkąd wróciliście z Jamesem.
- Dori powiem wam co się stało ale dopiero jak będziemy
same.
- Ale my jesteśmy same…, aaaa ok. – poprawiła się widząc jak wskazuję ręką
na drzwi, za którymi niedawno zniknęli huncwoci i na pewno nas podsłuchiwali. Szybko
przebrałyśmy się i po chwili Mary wyszła, żeby zawołać chłopców. Kiedy weszli
Rogacz zajął miejsce obok mnie, ale tylko prychnęłam i odwróciłam się do okna
chcąc uniknąć kolejnej kłótni.
Reszta podróży upłynęła nam spokojnie na rozmowach i żartach.
Gdy pociąg się zatrzymał James z Syriuszem pomogli nam zdjąć
kufry i poszliśmy zająć sobie jakiś powóz, żeby dojechać do szkoły. Na
szczęście pierwszy powóz na jaki się natknęliśmy okazał się pusty więc
wsiedliśmy, a kiedy powóz ruszył zajęliśmy się rozmową (oczywiście nie
rozmawiałam z Potterem, który na moje nieszczęście usiadł dokładnie naprzeciwko
mnie, więc miał doskonałą okazję, żeby na mnie patrzeć aaaaahhhhh :/ ).
Kiedy tylko powóz się zatrzymał wysiadłam jako pierwsza i
ruszyłam zabłoconą ścieżką do Sali Wejściowej nie czekając na nikogo.
Nie znoszę takiej
pogody. Z nieba leją się strugi deszczu mocząc mi ubranie i włosy. Z drugiej
strony taka pogoda się przydawała jak się miało podły nastrój, to można było się
usprawiedliwić złą pogodą. Ale dzisiaj nie miałam ochoty moknąć więc czym
prędzej wspięłam się po schodach chcąc jak najszybciej schronić się w Wielkiej Sali.
Zaparło mi dech w piersiach. Wielka Sala wyglądała cudownie.
Chyba jeszcze nigdy nie widziałam takiego efektu.
Na środku oczywiście stały cztery stoły, a w końcu sali stół
nauczycielski, przy którym siedzieli już wszyscy nauczyciele oprócz McGonagall, która pewnie przyprowadzi
pierwszorocznych. Po środku stołu stało wielkie krzesło ze złotymi zdobieniami gdzie siedział
dyrektor. Pod sufitem wisiały świece, a sam sufit wyglądał tak jak niebo nad
nim. Widać było strugi deszczu, ale nie docierały one do nas, tylko urywały się
tuż nad świecami. Tak, to dawało naprawdę niesamowity efekt. Dlatego właśnie
kocham Hogwart i magię z nim związaną. Teraz kiedy już od pięciu lat wiem, że
jestem czarownicą, nie mogę sobie wyobrazić świata bez magii. Tego życia nie
zamieniłabym na żadne inne.
Gdy tylko skończyłam podziwiać wspaniały wygląd Wielkiej
Sali wyjęłam różdżkę i osuszyłam się jednym zaklęciem, po czym podeszłam do
stołu Gryffinforu i zajęłam swoje zwykłe miejsce. Chwile potem przyszli moi
przyjaciele.
- Lily, czemu tak nagle uciekłaś? – spytał Remus siadając po
mojej lewej stronie.
- Sama nie wiem. Jakoś tak chciałam pobyć chwilę sama, na wet
nie wiem dla czego. – odparłam wymijająco i odwróciłam się do rozwartych drzwi, przez
które McGonagall właśnie przeprowadzała wystraszonych pierwszorocznych.
Ucieszyło mnie to, że mam powód żeby wyłączyć się z konwersacji
i nie musiałam odpowiadać na niewygodne pytania.
W trakcie moich rozmyślań tiara przydziału odśpiewała swoją
zwykłą piosenkę (jak zwykle ostrzega nas, że zbliżają się straszne czasy) i
McGonagall zaczęła wyczytywać nazwiska poszczególnych uczniów, którzy
podchodzili po kolei do stołka, wkładali tiarę, a ta przydzielała ich do
odpowiednich domów. W sumie w tym roku przybyło nam 15 nowych uczniów.
Kiedy profesor McGonagall wyniosła tiarę dyrektor powstał a
w Sali zapanowała cisza.
- Witam was w nowym roku. Mam dla was kilka podstawowych
informacji. Pierwszoroczni niech wiedzą, że wstęp do
Zakazanego Lasu jest zabroniony.
Po za tym mamy w tym roku nowego nauczyciela Obrony Przed
Czarną Magią. Przedstawiam profesor Margarit McCertney. – na Sali rozbrzmiały niemrawe
oklaski gdy prof. McCertney powstała, aby się pokazać. Była to wysoka
blondynka o szarych oczach i pełnych
ustach, na co chłopcy oczywiście wrócili uwagę. Była szczupła i wysportowana co
było widać nawet przez jej wyjściową suknię.
- No dobrze więc skoro już mnie słuchacie mam wam do
przekazania wiadomość. W tym roku odbędzie się u nas Wielki Turniej Quidditcha.
Ze wszystkich naszych zawodników prof. Meler wybierze najlepszych którzy
zagrają w nim. A teraz zapraszam do jedzenia.
Gdy tylko to powiedział na złotych półmiskach pojawiły się
najróżniejsze potrawy.
W tym momencie odwróciłam się i zdążyłam zauważyć, dosłownie
przez ułamek sekundy jak Syriusz spogląda na Dorcas, a ta się lekko rumieni. Czyżby
po między nimi coś było, czy to tylko jakieś złudzenie. Nie to nie możliwe,
Dorcas była u mnie przez trzy tygodnie wakacji i nic nie wspomniała. To na
pewno złudzenie. Przez tego Pottera już wariuję. Ale watro by się temu dłużej przyjrzeć.
Będę teraz bardziej czujna na tą dwójkę. I po tym postanowieniu zabrałam się do
jedzenia. Reszta kolacji upłynęła w przyjemnej atmosferze, ale wiedziałam co
mnie czeka, gdy tylko wrócę do swojego dormitorium.
No hej :D Tak to znowu ja :) Miło że komuś podobają się te moje wypociny z przed 2 lat :)Pod twoim wpływem zdecydowałam się na reaktywację bloga :) Teraz dostępny jest pod adresem http://rozterki-panny-evans.blogspot.com/ i jestem ci wdzięczna za kopniaka w tyłek :) od przyszłego tygodnia postaram się poczynić jakieś głębsze poczynania z tym blogiem ale będę kontynuować :) Zaczyna się robić ciekawie .. Czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam Cię bardzo za to, że komentuję dopiero teraz. Przez jakiś czas nie miałam Internetu, potem miałam codziennie sprawdziany, jako że był koniec semestru. Teraz jestem chora, więc mam trochę więcej czasu, ale nie wiem, kiedy pojawi się u mnie nowa notka. Powinna być już dawno, tylko jest taki problem - miałam praktycznie skończony rozdział zapisany na pendrive'ie, który skończył w kawałkach i jedyne co można było z nim zrobić, to wyrzucić do kosza.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję Ci za dedykację! Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy!
Zaczyna się robić słodko! Lily i James, Dorcas i Syriusz... mmm : >. Co prawda lubię, kiedy jest nie za różowo co jakiś czas, więc liczę na Twoją kreatywność, tym bardziej, że przecież Lily i James zaczęli ze sobą chodzić dopiero w siódmej klasie.
I kurcze... o co chodzi z tym dormitorium? Co tam ma być? Pisz szybciutko : >